Dyskryminacja ze względu na młody wiek

Dyskryminacja ze względu na płeć, rasę czy pochodzenie wciąż istnieje, ale przynajmniej nie jest poprawna politycznie, a czasami jest ścigana przez prawo. Tymczasem dyskryminacja ze względu na młody wiek jest stosowana i akceptowana jak świat długi i szeroki. Wystarczy, że myślę o kimś jako o „dziecku”, a  już nie obowiązują mnie zasady, które stosowałabym/stosowałbym z innymi ludźmi. Dotarło to do mnie bardzo mocno, kiedy dziś rano mój partner wyjął naszą śpiącą córkę z łóżeczka i zaniósł do niani. Cóż, z pewnego punktu widzenia sprawa wydaje się oczywista – tak się przecież robi z dzieckiem. Ale mnie na ten widok aż rozbolał brzuch, a ponieważ jest to dla mnie zawsze sygnał, że ważne dla mnie wartości nie są respektowane, postanowiłam się temu bliżej przyjrzeć.

Bezrefleksyjnie korzystamy ze swojej siły

Wyobraziłam sobie, jak sama bym się czuła, gdyby słodko śpiącą ktoś nagle poderwał mnie z łóżka i wyniósł do innego pokoju – szok, prawda? Czy ktoś odważyłby się to zrobić (pomijając różnicę wagi między mną a moją córką ;-)? Raczej nie – trudno nie poczuć, że byłoby to naruszenie moich granic i początek wielkiej afery, gdy stanęłabym w swojej obronie. Tymczasem gdy dziecko zaczyna w takiej sytuacji płakać – co jest dla niego jedyną dostępną formą wyrażenia szoku, oburzenia i niezgody – staramy się jeszcze spacyfikować ten płacz, mówiąc mu, że nic się przecież nie stało i jest przewrażliwione, niegrzeczne, itp. Tyle objawów braku podstawowego szacunku jednocześnie, a nikt – oprócz dziecka oczywiście – nie zauważa, że dzieje się coś złego. Jaki przekaz dostaje od nas mały człowiek? Nie jesteś na tyle ważny, aby szanować twoje potrzeby i granice. Ktoś, kto jest od ciebie silniejszy, może zrobić z tobą co mu się podoba. To dla mnie ewidentny przykład nieuświadomionych rang w działaniu – bezrefleksyjnie korzystamy ze swojej siły i przywilejów kosztem innego człowieka, który ma bardzo ograniczone sposoby, aby się przed tym bronić.

Marshall Rosenberg, twórca metody Nonviolent Communication (Porozumienie bez Przemocy) twierdzi, że etykieta „dziecko” jest jedną z gorszych, którą można innemu człowiekowi przykleić. Dla niego dziecko tylko tym różni się od dorosłego, że ma mniej wiedzy i doświadczenia. Ale wszystkie inne prawa jak najbardziej. Proponuje prosty test – czy zachowałbyś się podobnie w tej samej sytuacji, gdyby chodziło o twojego sąsiada? Bardzo często odpowiedź będzie oczywista – „nie”.

Akceptowanie przemocy

Czy wyobrażacie sobie, że na siłę wkładacie sąsiadowi/partnerowi czy jakiemukolwiek dorosłemu łyżkę zupy, choć zdecydowanie odmawia, że na siłę myjecie mu zęby? Że wkładacie mu sweter choć krzyczy, że tego nie chce? że przypinacie go w wózku, choć się wyrywa? Zamykacie w pokoju na tyle minut ile ma lat, bo powiedział niecenzuralne słowo albo głośno płacze, domagając się czegoś? Wyłączacie nagle i bez negocjacji telewizor, choć chce dalej oglądać program, i tak dalej, itp. Wszystko to wydałoby się oczywistym naruszeniem jego wolności i nietykalności, po prostu nieakceptowalną przemocą. Dlaczego nie wydaje nam się tak w stosunku do dzieci?

Potrzeba autonomii potrzebą rozwojową

Agnieszka Stein w książce „Dziecko z bliska” pisze o potrzebie autonomii jako jednej z najważniejszych potrzeb rozwojowych małego człowieka (tak, jak i dorosłego). Każdy chce czuć, że ma wpływ na otaczającą go rzeczywistość i może podejmować decyzje, które go dotyczą. Dopiero jej lektura naprawdę pomogła mi się wczuć w sytuację dziecka i w to, jak niewiele ma ono możliwości zaspokajania tej kluczowej potrzeby: „Jak wiele decyzji zapada poza dzieckiem, niejako ponad jego głową. Jak mało ma wpływu na to, co się z nim dzieje, gdzie ma iść, co może zjeść, z kim będzie przebywać.” Tymczasem możliwość takiego decydowania sprzyja też zaspokojeniu potrzeby bezpieczeństwa małego człowieka – jak pisze Agnieszka Stein: „Próbuje doświadczyć, tego że może samo budować sobie bezpieczeństwo wewnętrzne w oparciu o poczucie własnej skuteczności i wpływu na rzeczywistość, a niekoniecznie w oparciu o bliskość i zachowanie opiekuna. (…) Zaczyna od wprowadzania porządku w sposób, który samo jest w stanie zrozumieć. Domaga się decydowania o tym, którą drogą pójdzie na spacer albo kto pomoże mu przy zakładaniu butów. Chce naciskać guziki w windzie i denerwuje się, gdy mama nie po kolei odkłada zabawki na półkę. I jeszcze chce wybierać krzesło, na którym usiądzie i kubek, z którego się napije.” Gdy to sobie uświadamiam, budzi się we mnie autentyczne współczucie i chęć udzielenia córce jak największego wsparcia w zaspokajaniu tej potrzeby.

I boli mnie, kiedy słyszę, gdy inni w odpowiedzi na naturalną chęć dziecka do decydowania o sobie, nazywają to „chęcią rządzenia”, którą trzeba jak najszybciej ukrócić. Lekarka pediatra, u której byliśmy ostatnio z wizytą zasugerowała nam tonem nieznoszącym sprzeciwu, że konieczna będzie wizyta u psychologa dziecięcego, bo dziecko „nami rządzi”. A chodziło o to, że moja córka nie dawała sobie zdjąć bluzeczki do badania i próbowaliśmy dać jej empatię i powiedzieć dlaczego to ważne (co zadziałało).

Korzyści z respektowania granic dziecka

Tymczasem respektowanie granic dziecka ma olbrzymie konsekwencje. Jak pisze Agnieszka Stein: „Dziecko, którego granice są poważnie traktowane od samego początku uczy się:

  • rozpoznawać swoją odrębność,
  • dbać o siebie w zdrowy sposób,
  • współpracować i rezygnować z niektórych swoich potrzeb w imię równowagi i potrzeb innych ludzi,
  • protestować za każdym razem, kiedy czuje, że ktoś narusza jego granice.

 

Praktyka

Jak najczęściej sprawdzać, czy nie narzucam córce pewnych rozwiązań tylko dla swojej wygody, bez uwzględniania jej potrzeb. Zaangażować się w empatyczny dialog, gdy nasze strategie się różnią i kreatywne szukanie satysfakcjonujących dla nas obu rozwiązań.

 

Praktyka

Rzucać wyzwanie swoim granicom. Jasne, że wolę, żeby było czysto, ale czy czasem nie będzie frajdą dać dziecku porozrzucać okruszki albo pomalować stolik? Albo razem zrobić twórczy bałagan, wyrywając się z ograniczających przekonań, że tego się nie robi?

 

Praktyka

Organizować córce jak najwięcej okazji do wyboru tego, co będzie dla niej odpowiednie. I świętować jak korzysta z tych okazji, budując swoje poczucie mocy. Agnieszka Stein pisze, iż „warto przyjąć zasadę, że zakazy powinny obejmować absolutne minimum. Tak naprawdę to, co jest konieczne, żeby dziecko przeżyło, nie zrobiło nikomu krzywdy i nie zdemolowało otoczenia. A także to, co wynika z potrzeb rodziców”. Unikać tzw. pozornego wyboru, który jest niczym więcej niż techniką manipulacji („Chcesz te spodnie czy te?”, gdy nie chce założyć spodni)

 

Praktyka

Wziąć odpowiedzialność za swoje potrzeby w relacjach z córką. Świetny artykuł na ten temat napisała niedawno Joanna Berendt (Co znaczy „Nie wolno”?). Zamiast „nie wolno”, „nie można”, chciałabym mówić o tym, dlaczego czegoś nie chcę. Albo dlaczego czegoś chcę. Granice budować w oparciu o swoje potrzeby: „Nie chcę, nie podoba mi się, nie lubię, ważne jest dla mnie bezpieczeństwo innych (gdy np. nie działa prośba o zaniechanie rzucania klockami i je chwilowo zabierzemy poza zasięg dziecka)”.  To działa. Kiedy naprawdę głęboko czuję, że nie chcę zrobić czegoś, na co namawia mnie córka, powiedzenie „nie” jest proste i nie buduje napięcia ani we mnie, ani w niej. Dużo łatwiej jest wówczas opowiedzieć mi, z czego to we mnie wynika. I szukać na spokojnie rozwiązania, które będzie dobre dla niej i dla mnie. Tak samo, gdy zależy mi na tym, aby ona czegoś nie robiła w konkretny sposób, albo coś zrobiła. Mogę przeznaczyć energię na wielokrotne zmuszanie jej do czegoś, czego nie chce, ryzykując jakość naszej relacji i jej zaufania do mnie albo tę samą energię przeznaczyć na rozmowę, w której opowiem o swoich potrzebach i pomogę córce wyrazić swoje. A potem uruchomić kreatywność i czasem zmienić strategię na taką, która połączy nasze potrzeby.

Scott Noelle, autor www.enjoyparenting.com i Daily Groove, inspirującego serwisu dla rodziców, pisał ostatnio o tym, by szukać głębiej, i przywoływał przykład, gdy dziecko chce skakać po kanapie przyjaciela, a my chcielibyśmy uszanować jego własność i jej nie zniszczyć. Możemy wówczas zastanowić się, jakiego doznania szuka mały człowiek – może chodzi o doświadczenie w nowy sposób grawitacji? A jeśli tak, to czy możemy pokazać mu, gdzie indziej może skakać bezpiecznie dla siebie i dla rzeczy przyjaciela?

 

Praktyka

Czasami wiadomo: nie da się ustrzec działania wbrew woli małego człowieka – choćby gdy wyrywa się na ulicy i na siłę bierzemy go za rękę, przytrzymując wbrew woli na chodniku. W Nonviolent Communication nazywamy to „ochronnym użyciem siły”. Ale i wówczas bardzo ważny jest szacunek – kiedy minie zagrożenie opowiadamy dziecku, dlaczego zdecydowaliśmy się na takie działanie i wysłuchujemy empatycznie jakie były jego emocje i potrzeby w tej sytuacji przymusu.

 

Praktyka

Jak najczęściej stawiać się w sytuacji mojej córki, gdy o niej decyduję. Jak ja bym się czuła na jej miejscu? Jeśli źle, to czy mogę znaleźć rozwiązanie, przy którym uszanuję jej granice i jej potrzeby, nie zapominając o swoich?

 

Praktyka

Przestać myśleć o mojej córce jako o moim dziecku, a zacząć postrzegać ją jako samodzielną istotę ludzką, która ma takie same prawa jak ja i inni dorośli. Także do decydowania co jest dla niej dobre (poza sytuacjami z zagrożeniem życia), kiedy i co ma zjeść, jak się ubrać, itp. Oczywiście nie pozbawia mnie to możliwości wyrażania swojego zdania i przekonywania jej do zmiany decyzji – jeśli widzę dodatkowe aspekty sytuacji, których ona nie dostrzega (tak, jak z każdym innym człowiekiem).

 

Praktyka

Uważać na niewidoczną przemoc, która wynika z nadawania dziecku etykiet: grzeczna, posłuszna, łobuz, leniwa, niewdzięczny, mało bystry – te wszystkie określenia wyrażają na ile dziecko spełnia nasze oczekiwania i jednocześnie mogą stać się wielkim życiowym bagażem. Pozbawiają małego człowieka kontaktu ze swoją potrzebą wzbogacania życia innych i programują go na zewnątrzsterowność  – zależność od pochwał i krytyki innych. Więcej na ten temat pisałam w odcinku „Nie mówiłabym swojej córce, że jest grzeczną dziewczynką”. 

Jestem bardzo ciekawa, czy macie jeszcze inne pomysły na taki rodzicielski rozwój.

 

Autorka:

Dojrzewalnia.pl Ewa Panufnik Blog Gdybym Dorosła AutorkaEwa Panufnik – Jestem nieustającą poszukiwaczką życiowego sensu. Bywam trenerką, coachką, wizjonerką, twórczynią, inspiratorką, przewodniczką i liderką. Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, by zmieniać świat na lepsze. I to zawsze na dużą skalę. Wciąż wierzę, że zbudowanie świata, w którym każdy czuje się jak w domu, jest możliwe. Od wielu osób usłyszałam, że inspiruje ich we mnie połączenie odwagi i rozmachu działania z dużą wrażliwością. Jedną z moich najważniejszych wartości i ogromną pasją jest rozwój osobisty. Od 15 lat wspieram kobiety w dorastaniu – czyli braniu pełnej odpowiedzialności za swoje życie, po to, by móc się nim w pełni cieszyć.