Musisz wiedzieć o mnie jedną rzecz. Jestem Zuchwałą Marzycielką.
A to jest mój kubek.
Istnieje szansa, że za chwilę zainspiruje Cię on do spełnienia Twojego Zuchwałego Marzenia.
Ponieważ za chwilę opowiem Ci związaną z nim historię.
To kubek, który kupiłam miesiąc temu na wyspie Smögen na Archipelagu w pobliżu Geteborga. Dla mnie to bezapelacyjnie jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi. To moje miejsce.
Tęskniłam za nim straszliwie przez wiele lat z aż czterech powodów: po pierwsze, bo przeżyłam w jego okolicach czas w moim życiu, w którym czułam się jakbym trafiła do raju. Po drugie bo z jakiegoś powodu od dziecka kocham Szwecję miłością szaloną i nieprzemijającą. Po trzecie – bo bardzo, bardzo chciałam pokazać Szwecję i to miejsce mojej córce.
I po czwarte wreszcie, najważniejsze – bo przypomina mi o tym, jak nawet najbardziej zuchwałe marzenia możemy spełniać w stopniu, który nas samych zaskoczy. A ten kubek stał się tego symbolem i codziennie, kiedy piję z niego poranną kawę, napełnia mnie na nowo wiarą, że prawie wszystko jest możliwe.
Co jest bardzo przydatne, bo do mojej głowy (albo raczej brzucha, ale o tym będzie za chwilę) nieustannie przychodzą zuchwałe marzenia. Ale to za mało, bym nazywała się Zuchwałą Marzycielką. Jest jeszcze coś – Wszechświat obdarował mnie bowiem takim darem, że zawsze, ale to zawsze w nie wierzę. I jeśli pragnienia odpowiednio mnie poruszą – natychmiast zabieram się za ich realizację. Nigdy, ale to przenigdy nie mówię sobie – to jest za duże, to się nie uda. I uwielbiam robić naprawdę duże rzeczy, zmieniające rzeczywistość, wnoszące coś dobrego do świata.
Motyle w brzuchu do dla mnie jasny sygnał – trzeba się brać za robotę i zrealizować to, co mnie woła i pociąga, ekscytuje.
Tak powstała Dojrzewalnia Róż, tak zaistniał Festiwal PROGRESSteron (które stworzyłam z Lucy Wieczorek i Ewą Tyralik), dlatego pojechałam na pierwszy Europejski Festiwal Nonviolent Communication nie znając nikogo i samego NVC, tak napisałam bloga i książkę „Gdybym Dorosła”, i dlatego pracowałam w radiu oraz Gazeta.pl. Tak stworzyłam grupę „Kobiety dla Lepszego Świata”, zaprosiłam do Polski najlepszych trenerów NVC na świecie i stworzyłam Studium NVC. Większość z tych rzeczy spowodowała dużo dobra także dla innych. Tak to bowiem działa, kiedy dajesz się poprowadzić swojemu brzuchowi.
Ale ta konkretna historia jest o kubku i Szwecji.
A było to tak. Może to być wina książki „Wujku dlaczego kąpiesz się w spodniach” napisanej przez Astrid Lindgren, ale odkąd pamiętam Szwecja jawiła mi się jako kraina niezwykłości, piękna, magii i czegoś, co było dla mnie niezwykle pociągające.
Bliscy nie potrafili tego zrozumieć, bo nikt z mojej rodziny nigdy tam nie był, nie chciał być i nawet nie za bardzo patrzyliśmy na Północ, jeśli już to na Południe, bo moja babcia pochodziła z Sarajewa, skąd Niemcy wywieźli ją na roboty do Niemiec, gdzie poznała mojego dziadka. Chociaż i to nie do końca, bo babcia nigdy nikomu nie powiedziała nic o swoim kraju, nie nauczyła ani jednego słowa w swoim języku nawet swoich córek, a potem umarła zbyt wcześnie, bym ja mogła jej zadać wszystkie pytania, które tak bardzo bym chciała. To jest także niezwykła i tajemnicza historia, ale na inny moment.
Ta Szwecja po prostu za mną chodziła i strasznie chciałam tam pojechać, ale inni mówili: po co będziesz jechać do Szwecji, tam nie ma nic ciekawego; nie było wówczas tanich linii lotniczych i nawet nie za bardzo wiedziałam, dokąd mogłabym się udać. No i tak sobie żyliśmy, ja i moje wielkie marzenie o Szwecji, ale nic się nie działo.
Ale w pewnym momencie poczułam, że ja po prostu muszę to zrobić – nie można przecież nie zrealizować tego, o czym tak bardzo się marzy, prawda?
I wymyśliłam sobie, że chcę nauczyć się szwedzkiego. Zaczęłam szukać organizacji, które coś takiego robią w Szwecji (chyba nie było jeszcze Googla, więc to nie było takie proste). Ale po długim szukaniu znalazłam taką propozycję, na widok której podskoczyłam do sufitu – pięć tygodni na wybrzeżu Morza Północnego intensywnej nauki – wyobrażacie sobie, jakie to było drogie? Ale wiedziałam, że muszę się tam znaleźć (to częsty motyw w moim życiu) i wymyślę sposób. Czułam to w kościach, w sercu, że po prostu to marzenie muszę, absolutnie muszę zrealizować. Innej opcji nie było. Zapisałam się więc na ten kurs i zaczęłam myśleć, jak zdobyć taką kasę. I nie uwierzysz, co się wydarzyło. Otrzymałam niespodziewanie list od organizatora, że w związku z tym, że na kurs zgłosiło się w tym roku wyjątkowo mało osób, proponują mi go za darmo. Wszystko – pięć tygodni zakwaterowania, wyżywienia, sześć godzin nauki dziennie i wycieczki co drugi dzień – bezpłatnie. Byłam w szoku, skakałam z radości.
A kiedy już tam pojechałam – boy, oh boy – czułam każdego dnia, że jestem w raju (na dole tej opowieści znajdziesz kilka zdjęć, które mogą dać Ci obraz tego, o czym mówimy). Byłam w Szwecji, poznawałam jej kulturę, naturę, jedzenie, język, totalnie zanurzona w swoim marzeniu, z międzynarodową grupą ludzi w najpiękniejszym miejscu na Ziemi. Przeżywałam rejsy statkami na połów krewetek na pełnym morzu, wyprawy na magiczne wysepki, na których nie ma ruchu kołowego, a jest kojący spokój i piękno, zwiedzanie Tanum – miejsca rysunków naskalnych sprzed tysięcy lat (symbol PROGRESSteronu został zainspirowany jednym z nich), wyprawy do muzeów, obchody Midsommer – tańce wokół ukwieconego słupa z całą wioską Grebbestad, a raz nawet zawieziono nas do specjalnego miejsca, gdzie mogliśmy wybrać tyle książek w języku szwedzkim, ile mogliśmy unieść. I to słońce, świecące na niebie nawet o 24.00 (to był czerwiec). Raj, prawda?
Byłam taka nakręcona swoim marzeniem, że wyjechałam stamtąd z umiejętnością czytania książek i gazet, po prostu w pięć tygodni nauczyłam się mówić i czytać po szwedzku (dla porównania – przymusowego niemieckiego nie nauczyłam się na Uniwerku przez trzy lata, może pamiętam pięć słów).
A potem wracałam jeszcze dwa razy na podobne doświadczenie, aż w końcu doszło do tego, że kilka lat później rzuciłam bardzo obiecującą pracę w portalu gazeta.pl (byłam redaktorką odpowiedzialną za dział Kobieta w portalu Wyborczej, który właśnie powstawał) i wyjechałam do Szwecji studiować szwedzki i kulturę Szwecji jeszcze głębiej.
Było cudownie, ale wydałam tam wszystkie oszczędności, a kiedy wróciłam, na rynku był kryzys, nie mogłam znaleźć pracy, poszłam więc studiować na Gender Studies. Tam poznałam Zuzę Gawron, która zaprosiła mnie do pierwszej grupy kobiecej w moim życiu, gdzie spotkałam Lucynę Wieczorek – i urodziło się w nas wspólne marzenie, by takie doświadczenie – wspólnoty, inspiracji, wsparcia – mogło przeżyć jak najwięcej kobiet. I tak zabrałam się razem z Lucy i Zuzą do realizacji kolejnej rzeczy, która powodowała we mnie motyle w brzuchu i pewność, że to jest dokładnie to, czego pragnę. Reszta jest już historią (ale nie zakończoną)?
Ta długa opowieść zainspirowana kubkiem z wyspy Smögen miała Ci pokazać, że warto uwierzyć w swoje zuchwałe marzenie, bo jeśli do Ciebie przyszło, to właśnie Ty jesteś tą, która ma je zrealizować i jeśli się na to zdecydujesz – Wszechświat zrobi wiele, żeby Cię w tym wesprzeć.
Może niedługo opowiem Ci kolejną podobną zachęcającą do tego historię, ale w tym momencie jestem strasznie ciekawa – jakie jest Twoje zuchwałe marzenie, które za Tobą chodzi i nie daje Ci spokoju?
I kolejne pytanie – dlaczego go jeszcze nie zrealizowałaś? Co Cię powstrzymuje?
Lęk przed oceną? Przekonanie, że nie masz na to funduszy? Obawa, kim się staniesz, kiedy zrealizujesz to marzenie?
Głos: „Kim jesteś, by zabierać się za coś takiego?” Obawa, że Cię to pochłonie? Lęk przed tym, że może się nie udać, a to marzenie jest Ci przecież tak drogie?
Przekonanie, że za dużo się wówczas zmieni w Twoim życiu, a to nie będzie bezpieczne i komfortowe? Lęk, że musiałabyś na to poświęcić masę swojej energii? Głos, że to marzenie
jest zbyt szalone, niemożliwe do zrealizowania? Że może już jest za późno?
Miało być jeszcze o brzuchu – wierzę, że nie ma lepszego przewodnika. Głowa jest ok, nie powiem, ale nie można jej aż tak wierzyć, jak tym odczuciom w okolicy pępka. Może inni mówią Ci, że coś powinnaś, albo że czegoś nie możesz robić, tak się nie robi, coś jest niemożliwe, itp., ale jeśli Ty czujesz w brzuchu ekscytację, ciarki i wołanie w jakimś kierunku – to raczej możesz być pewna, że to Ty masz rację, a oni się mylą. I możesz bezpiecznie wyruszyć w stronę, w którą Cię ciągnie, bo dzięki temu wydarzą się super dobre rzeczy.
A moje ostatnie marzenie z brzucha to jest pragnienie, by wspierać inne kobiety w spełnianiu Zuchwałych Marzeń.
I idę za tym, jak zwykle. Wiem, że jestem w tym dobra, to coś w rodzaju daru, którym mogę się podzielić – mogę uwierzyć całą sobą w Twoje marzenie i nauczyć Cię, jak to się robi. Byś już nie wahała się ani chwili przed tym, by za nim podążyć. I je wreszcie zrealizować.
Otwieram więc Klub Zuchwałych Marzycielek, grupę mentoringowo-mastermindową, do której możesz dołączyć aby jak najszybciej zrealizować swoje Zuchwałe Marzenie, żeby już niedługo cieszyć się tym, bez czego Twoje życie po prostu nie będzie takie, jak ma być (bo przecież Twój brzuch cały czas dokładnie opowiada Ci o tej, skrojonej dla Ciebie na miarę, wizji)! Zapraszam Cię szczególnie jeśli jesteś w wieku 40+ i naprawdę czujesz, że nie chcesz i nie możesz z tym dłużej zwlekać.
Zaproszę do niej tylko dziesięć Zuchwałych Marzycielek.
Co otrzymasz dzięki udziałowi w niej?
– mój mentoring i prowadzenie za rękę w stronę słońca (czyli Twojego Zuchwałego Marzenia), stanę się Twoją osobistą cheerliderką, pomogę zaplanować kolejne kroki na drodze do realizacji Twojego ZM i będę Cię dopingować, żebyś je wszystkie wykonała.
– stałą pomoc innych kobiet z grupy – także Zuchwałych Marzyciele – które dodadzą Ci odwagi, podpowiedzą rozwiązania, rozwieją wątpliwości nie pozwolą porzucić wiary w siebie i Twoją tęsknotę.
Moje osobiste coachingowe wsparcie – sesję indywidualną i wsparcie grupy to będzie razem petarda – ale uważaj, po takim procesie Twojego marzenia po prostu nie da się już odłożyć na półkę.
Czy będziesz jedną z tych dziesięciu kobiet, które wyruszą w coś w rodzaju Podróży Bohaterki?
Zarezerwuj miejsce tutaj i spełnij wreszcie Twoje Zuchwałe Marzenie!
Możesz też wziąć udział tylko w pierwszym spotkaniu Klubu i zobaczyć, czy to coś naprawdę dla Ciebie. (dla pierwszych 15 osób mam specjalną cenę – 69 zł zamiast 129 zł).
A poniżej kilka zdjęć z mojego ukochanego miejsca:-)